niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 1 : Krew i wino.

https://www.youtube.com/watch?v=SXUlvwhqCh8    Do czytania polecamy ^^

Ogromny gmach gildii najemników wznosił się na skraju głównej dzielnicy miasta. Jihn siedział  na uboczu między ścianą oddzielającą zakątek dla kelnerek od baru. Cały parter wypełniony był po brzegi członkami wszelkich rang. Gwar nie pozwalał się skupić choćby na rozmowie z ładniejszą kelnerką jednak to było to co kochał. Cała gildia była jego życiem. Jedyne miejsce, do którego czuł się przynależny. Mimo wielu cieni i tuzinów postaci ubranych na czarno lub w ciemne brązy atmosfera zdawała się wesoła i luźna jakby wszyscy przyszli na jeden wielki festyn. Upił łyk korzennego piwa nie najgorszego można by rzec i kiwnął na kelnerkę zgrabnie kręcącą przyjemnie zaokrąglonymi biodrami. Kiwnął na już prawie pusty kufel. Wtedy się zaczęło...
- Chyba śnisz Han! - Wrzasnął jeden z największych awanturników w całej gildii. - To ja jestem najlepszym strzelcem w tej zadymionej budzie! Chłopaki!? Wiecie czym różni się rudy Han najgorszy strzelec w Gildii od pszczoły? - Uśmiechnął sie odsłaniając obrzydliwe, puste dziąsła - Rudy nie bzyka!!!
Vała sala wypełniła sie rubasznym śmiechem i drwinami. Nawet nasz  Jihn pochylił głowę, wyjrzał przez ogromne okno i uśmiechnął kiedy ten zwany Hanem żąchnął się i rzucił niepustą butelką w jego kierunku.W ostatniej chwili zrobił unik, a ciemne szkło rozprysło się na świecącej łysiną głowie osiłka siedzącego za nim. Czerwone wino zaplamiło my brązową koszulę. Osiłek - bodajże Marcus, sądząc po przypince jeden z rangi B - wstał odsuwając gwałtownie krzesło i stół zwalił wszystkich pozostałych kompanów z miejsc. Rozległ si głośny śmiech i syki niezadowolonych znajomków osiłka. Nagle już po całej sali latały butelki i karafki wszelkiej maści i rozmiarów. Taaak to było to co Jihn tak kochał. Stoły łamały się z chrzęstem, a taborety latały w powietrzu razem z różnymi innymi dziwnymi rzeczami na przykład jedna z kelnerek. Na szczęście dziewczyna umiała posługiwać się magią latania... Uchylił się kiedy jedna z butelek z trzaskiem rozbiła się na ścianie obok niego. Ten podniósł się i przywalił zalanemu Billemu prosto w szczękę ochraniając jedną z ładniejszych nowych nabytków Gildii. Uśmiechnęła się znacząco i mrugnęła w jego kierunku. Wysoka blondynka w krótkiej spódniczce, wydatnych piersiach i zniewalającym spojrzeniu. Czego więcej chcieć?  Przez następne dobre kilka długich chwil nie zwracał uwagi na panujący zgiełk zajęty... Hmn... Czymś znacznie ciekawszym. Wtedy zjawił się smukły mężczyzna, który wpadł razem z drzwiami do małej klitki zwanej schowkiem i zaczął krzyczeć ile sił w płucach. Niby wpadł tu przez przypadek, jednak pech chciał, że najwyraźniej widok obściskujących sie młodych nie przypadł mu do gustu. Poderwał dziewczynę do góry za ramię. Najwyraźniej znali się od dłuższego czasu nie kończąc na pogawędkach... Mężczyzna czerwony ze wściekłości zakrył - jak zdążył się dowiedzieć Lindę - i rzucił z impetem na chwilowego kochanka. Nawet nie zdążył pożądnie się zabawić biedny chłopak... Wyjął z niewidocznej kieszeni nunczako z czerwonego drewna...
 Barman wyzywał i przeklinał, że znowu podniesie ceny piwa by móc naprawić wyrządzone szkody. Wtedy siedzący obok niego na blacie chłopak z czerwonym nosem bynajmniej nie od przeziębienia oberwał jednym ze stołków wpadając na barmana plecami i razem stoczyli się pod blat. Awanturnik - ten, który uważał się za lepszego wyciągnął swoją długą broń i wystrzelił. Jarząca się niebieskawym blaskiem kula mknęła omijając przeszkody i zataczając kręgi by wreszcie trafić w czerwony punkt na tarczy po drugiej stronie sali i odbijać sie po wszystkich ścianach.
Ogromne wrota uchyliły się i do środka wślizgnęła czarna postać, niby jedna z wielu jednak...
Chwycił lecącą w jego kierunku butelkę w zamachnięciem powalił pędzącego osiłka unikając jego  i uderzając go od tyłu w potylice. Niezwykle zwinnie i szybko przedarła się przez tłum by dotrzeć do tablicy zleceń. Jedynej rzeczy, która prezentowała się w nienagannym stanie. Przybysz stanął przed nią przeglądając propozycje zleceń. Po krótkiej chwili namysłu podszedł do części z wyższych rang... S...
Schował się w cień wiedząc co zaraz się stanie... Biedny idiota,..
Tak jak się spodziewał Vitz - największy samochwała, narcyz i zadufany w sobie gnojek - podszedł do stojącej postaci wyglądającej niczym upiór. Wokół nich zebrał się tłum pijanych lub zbyt głupich gapiów by skojarzyć i wyczuć niebezpieczeństwo. Jihn przyglądał im się bacznie, a jego blond czupryna opadała na niebieskie, kocie oczy. Był niezmiernie ciekawy co się wydarzy, jednak jego koci zmysł podpowiadał mu niezłe widowisko. Mądrzejsi i dłużej należący do gildii znajdowali baczne punkty obserwacyjne i śmiali się pod nosem z głupoty ich młodszych braci.
- A ty co tak stoisz durniu co? - Podszedł bliżej do stojącej postaci. Wtedy jej ręka sięgnęła po misję oznaczoną czerwonym ognikiem oznaczającym smoka. Nawet najgłupsi odsunęli się w popłochu...
- To on..
- Vitz odsuń się....
- Chowajcie się pod stoły,...
- W nogi!
Szepty roznosiły się, a tłumek rozpierzchł. Nawet sam Vitz zwątpił jednak nie mógł wiedzieć... Był w gildii od niedawna i posiadał zaledwie rangę A... Głupi stary gbur. Wrócił po 20 latach z misji, której na dodatek nie podołał i zgrywa twardziela.
- Mógłbyś mi powiedzieć kto jest najlepszym strzelcem?! - Wypalił.
Postać nadal nie odzywała się. Najwyraźniej czytała zlecenie. Sprawiała wrażenie, że wokół niej nie dzieje się nic nadzwyczajnego.
- Ejj czy ty śmiesz mnie lekceważyć?!! - Wrzasnął na całą salę. Kiedy postać dalej stała nieruchomo i milcząco zrobił najgorszy błąd w swym życiu. Chwycił Cień za ramię. A raczej próbował, bo nie dość, że postać przewyższała ją o prawie dwie głowy to jeszcze jeszcze stała na podeście. Nagle rozległ się trzask. Mimo swych rozmiarów postać uniknęła ciosu w plecy przywierając do podłogi ku towarzystwu szeleszczącego płaszcza i niezmiernie długa nogą posłała chłopaczka na deski ku uciesze innych. Vitz zrobił się czerwony niczym krew. W jego dłoni pojawiła się długa broń. Wszyscy zamarli kiedy wystrzelił. Kula nie sięgnęła celu gdyż przybysz uniknął kuli, jednak ta zaatakowała ponownie nagle znikając. Niebiestawy blask bił z ust Cienia powoli tracąc blask. Chłopak patrzył z niedowierzaniem. Wtedy szczęki zacisnęły się obracając kulę w proch. Wszyscy zamarli. Postać spluła zamaszyście resztkami kuli, a na jej twarz wpłyną powalający uśmiech. Zwinęła papier w rulon i schowała za pazuchę wychodząc z gmachu i niknąc w mroku wieczoru. Vitz już nigdy więcej nie odważył się do kogoś awanturować o to kto jest lepszy...